Strony

new year, new chances

2016/01/02 - 13:22

Drogi YJ,


Jak Ci minął Sylwester? Jeśli chodzi o mój, to było świetnie! Na początku poszłam do Kasi, gdzie obejrzałyśmy razem 'Love, Rosie', a potem wybrałyśmy się na rynek na Sylwester z Dwójką. Do tej pory nie doszło do mnie, że widziałam na żywo tyle znanych osób. Ogólnie było to niezapomniane przeżycie.
Teoretycznie nie powinnam wspominać o tym, że następnego dnia spałam do 15... ale tam, prawdy się nie wyprzesz :P

Początek nowego roku jest dla wielu osób, a w tym dla mnie, okazją do stawianie sobie celów do osiągnięcia, do zmian w życiu, jest swego rodzaju przełomem. W psychice tych ludzi zakodowane jest, że stanowi on 'czystą kartkę', którą możemy zacząć zapisywać, jak tylko chcemy, bo przecież jest ona jeszcze pusta.
Moim głównym postanowieniem jest to, żeby zacząć akceptować siebie. Pomimo, że staram się to robić już od pewnego czasu, to niełatwo mi to przychodzi, ale teraz czas to zmienić! Oczywiście to nie jest tak, że powiem sobie 'Masz akceptować siebie! Koniec i kropka.' Chcę stopniowo do tego dążyć, starać się znaleźć plusy w swoim charakterze, jak i obecnym wyglądzie, jak też pracować nad sobą w ten sposób, aby po pewnym czasie móc powiedzieć sobie, że jestem szczęśliwa, że jestem kim jestem i że wyglądam, jak wyglądam.
Długo mi to zajęło, ale zrozumiałam, że jestem wyjątkowa na swój sposób, że każdy jest, dlatego nie możemy na siłę starać się zmienić albo cały czas użalać nad sobą, musimy za to dostrzec w sobie pozytywne aspekty, bo bez tego nigdy nie będziemy w pełni szczęśliwi.

Właśnie, szczęście. Bycie szczęśliwym to mój drugi z głównych celów. Postanowiłam, że muszę coś zmienić w swoim życiu, że muszę zacząć żyć tak, żebym była szczęśliwa. Chcę przestać siedzieć gdzieś w samotności załamując się tym, jak bezwartościową prowadzę egzystencję.
Zdecydowałam, że będę się systematyczniej uczyć i ćwiczyć, zmienię swój sposób odżywiania, zacznę rozwijać jedną ze swoich pasji. Po prostu chcę zacząć żyć tak, żebym codziennie mogła powiedzieć sobie szczerze 'To był udany dzień!'

A jak u Ciebie? Masz jakieś postanowienia noworoczne? ^^


Ściskam,
Paulina



something about hancha

2015/11/20 - 16:19

Drogi YJ,


Dzisiaj miałam pierwsze kolokwium ze znaków sino-koreańskich. Przyznam Ci się szczerze, że bardzo się przed nim stresowałam. Pomimo tego, że dość długo się do niego przygotowywałam, to i tak w momencie, kiedy wykładowca rozdawał kartki, myślałam, że popłaczę się z nerwów. Ostatecznie jednak udało mi się jakoś opanować. Co do samego kolokwium, to nie było najgorsze, składało się z 3 zadań. W pierwszym z nich trzeba było napisać, jak po koreańsku czyta się dany znak i jego znaczenie, w drugim musiałam napisać, co oznacza podane złożenie znaków, np. 生日, czyli 'urodziny', trzecie natomiast polegało na zapisaniu polskiego słowa za pomocą chińskich znaków. Jeden z przykładów, to (o ile dobrze pamiętam) '38484000 osób' XD

Mówi się, że nauka chińskich znaków jest bardzo trudna, ale ja uwielbiam te zajęcia i zawsze nie mogę się doczekać następnych.
Wykładowca powiedział nam, że ma w planach nauczyć nas 800 znaków, a on sam, jako rodowity Koreańczyk, zna ich 1,5 tysiąca.
Pewnie zastanawiasz się, po co nam na koreanistyce zajęcia ze znaków sino-chińskich, tzw. hancha. Otóż język koreański w dużej mierze składa się z zapożyczeń z języka chińskiego, dlatego ta wiedza jest niezbędna, aby poprawnie posługiwać się językiem koreańskim.

Tutaj masz przykładowe znaki, większą część z nich już umiem
Może wyglądają przerażająco, ale potrafią wciągnąć. Jako potwierdzenie posłużę się tym, że po zajęciach, kiedy nauczyliśmy się pisać daty, męczyłam współlokatorkę, żeby wymyślała mi jakieś, bo lubię je pisać znakami.

Zanim jednak napisaliśmy kolokwium, mieliśmy jeszcze zajęcia ze wstępu do kultury koreańskiej, które w tym tygodniu były bardzo ciekawe, ponieważ poszliśmy do herbaciarni, w której dwóch chłopaków opowiedziało nam o ich pobycie na plantacji herbaty w Korei. Później pokazali nam też koreańską ceremonię parzenia herbaty i dali nam spróbować ich przeróżne rodzaje, które bardzo mi posmakowały. Przed wyjściem otrzymaliśmy w prezencie po małej paczuszce herbaty, żebyśmy mogli zrobić sobie ją w domu. Prezentuje się następująco



Ja swoją planuję zawieźć do domu dla rodziny na święta, bo dopiero wtedy do niego wracam z Wrocławia (no cóż, 500 km robi swoje :/ ).
Zdecydowałyśmy się  z koleżankami, że będziemy wpadać do tej herbaciarni w miarę możliwości i w zależności od tego, czy pozwolą nam na to fundusze, bo nie ma co ukrywać, nie należy ona do najtańszych :P


Nie wiem, jak Ty, ale ja od pewnego czasu żyję już świętami. Nawet ostatnio, kiedy uczyłam się chińskich znaków, słuchałam playlisty ze świątecznymi piosenkami. Nie mogę się już ich doczekać, choć w sumie sam okres 'wyczekiwania' na święta jest w tym wszystkich najfajniejszy. To całe odliczanie dni, oglądanie świątecznych ozdób w sklepach, słuchanie charakterystycznych dla tego czasu piosenek robiąc zakupy, wyjątkowa atmosfera. Wszystko jest wtedy takie magiczne.
Jeśli o mnie chodzi, to uwielbiam wtedy słuchać piosenek Franka Sinatry i Michaela Buble, ponieważ ich głosy mają w sobie coś takiego, że automatycznie włącza się we mnie świąteczny nastrój, no nie wiem, robi mi się tak jakoś ciepło na sercu, wszystkie nurtujące mnie w danym momencie problemu schodzą na boczny plan, a na mojej twarzy pojawia się uśmiech. Zazwyczaj mam wtedy ochotę zrobić sobie jakich gorący napój, chwycić książkę i czytać okrywając się przy tym mięciutką kołdrą.
Proszę, powiedz mi, że nie tylko ja tak mam słuchając tego typu piosenek XD




Paulina~

peace for the world

2015/11/14 - 10:30

Ostatnio zastanawiałam się nad tym, co zrobić, aby ten blog jeszcze bardziej przypominał mój osobisty pamiętnik.
Wiem, że nie cieszy on się popularnością, ale wcale mi to nie przeszkadza, chciałam mieć po prostu miejsce, w którym mogłabym napisać co tylko będę chciała. Idąc tym tropem pomyślałam, że w każdym z postów zwracać się będę do YJ, osoby, której pełne imię znam tylko ja. Cały ten zabieg będzie przypominał formę listów, jednocześnie dodając do nich trochę tajemniczości.
Teraz, kiedy tak o tym piszę, skojarzyło mi się to z 'Cierpieniami Młodego Wertera', mam tylko nadzieję, że z innym zakończeniem...


Drogi YJ,

Dzisiejszy dzień zaliczam do najsmutniejszych, jakie przeżyłam.
Wiesz, że z natury jestem optymistką, której uśmiech rzadko schodzi z twarzy, we wszystkim staram się szukać plusów, ale tym razem jedyne, co byłbyś w stanie odczytać z mojej twarzy, to smutek.
Bardzo chciałabym podzielić się z Tobą tym, co sprawia, że pęka mi serce.


Wszystko zaczęło się dzisiaj rano. Wczoraj miałam ograniczony dostęp do internetu i dopiero dzisiaj mogłam sprawdzić, co nowego dzieje się na moich social media.
Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy, kiedy weszłam na twittera, to hasztag 'PrayforParis', nie miałam pojęcia, co się stało, dlatego szybko na niego nacisnęłam, żeby to zmienić. To, co zobaczyłam, sprawiło, że poczułam ukłucie w sercu. Do tej pory nie wiem, jak określić dokładnie inne uczucia, które targały mną w tamtym momencie. Jedno jest pewno, czytając najróżniejsze informacje na ten temat, dowiadując się o tym jeszcze więcej, stopniowo coraz bardziej docierało do mnie, jak wielka jest to tragedia.

Każdy najdrobniejszy tweet sprawiał, że moje serce płakało bezgłośnie coraz to większymi łzami. Do tej pory nie mogę zrozumieć, że ktoś był w stanie coś takiego zrobić, zabić tyle bezbronnych osób, kim trzeba być, żeby posunąć się do czegoś takiego?!
W pewnym momencie zaczęłam myśleć o rodzinach ofiar, o tym, co muszą teraz czuć.
Wiedząc, że jedna z tych tragedii wydarzyła się na koncercie rockowym, pomyśl o sytuacji, kiedy rodzice mówią do swojego dziecka "Baw się dobrze", a potem dowiadują się, że ono nie żyje, że ktoś je zabił, że już nie wróci i nigdy już nie zobaczą jego uśmiechu.
Pomyśl o wszystkich tych niewinnych ludziach, o tym, jak musieli się wtedy bać, jak wiele życia mieli jeszcze przed sobą, a ktoś bestialsko ich tego pozbawił.

Nie mogę pojąć, dlaczego takie rzeczy dzieją się na tym świecie, dlaczego inni krzywdzą się nawzajem, czemu w ogóle ludzie sięgają do przemocy? Czy nie możemy załatwiać naszych problemów w pokojowych warunkach, za pomocą słów?

Świat jest przepięknym miejscem, pełnym tylu fascynujących i zapierających dech w piersiach zjawisk, ale tego typu poczynania powoli go niszczą.

Nigdy nikt nie przekona mnie, że zabijanie dla religii jest dopuszczalne. Zabijanie innych ludzi to zwykły terroryzm, z którym trzeba walczyć. Nie możemy zapominać o takiej wartości, jak człowieczeństwo, bo kim byśmy byli, gdyby ktoś nas tego pozbawił? Nikim.

My, jako ludzie, powinniśmy dążyć do tego, żeby świat był szczęśliwym miejscem, w którym każdemu, bez względu na to, jak wygląda, żyło się dobrze, jednak wydarzenia, jak to, sprawiają, że tylko się od tego oddalamy, niszczymy się nawzajem rozsiewając strach, a tak nie powinno być.

Wczorajszy atak sprawił, że na moment zachwiała się moja wiara w ludzkość, sprawił, że poczułam, jak drzazga wbija mi się w serce. Wiem jednak, że na świecie pełno jest też dobrych ludzi, którzy walczyć będą o lepsze życie, że nie będą biernie się temu przyglądać i zaczną działać.
To, że ktoś jest złym człowiekiem nie znaczy, że inni są tacy sami. Nie możemy też 'skreślać' całego narody tylko dlatego, że część jego członków dopuszcza się haniebnych czynów, zastanówmy się nad tym.

Wydarzenia, o których napisałam, spowodowały, że niejednokrotnie zalałam się łzami, nawet teraz, kiedy starałam się przekazać Ci wszystkie te myśli, które kłębią się w mojej głowie, nie wytrzymałam i zaczęłam płakać.

Mam nadzieję, że zrozumiałeś moje uczucia i zdanie, jakie mam na ten temat. Bardzo cieszyłby mnie fakt, gdybyś myślał podobnie.


Paulina





PEACE FOR THE WORLD



my new life

2015/10/11 - 08:55

Witajcie kochani ;)

Ostatnio dodałam tutaj notkę ponad miesiąc temu, ale wszystko dlatego, że z powodu przeprowadzki i studiów nie miałam do tego głowy, za co przepraszam. Teraz jednak wróciłam i postaram się publikować posty regularnie, bo nie ukrywam, że bardzo mi tego brakowało.

W te niedzielne popołudnie, kiedy skończyłam powtórkę hangula, pomyślałam, że nadeszła pora, aby podzielić się z Wami tym, co się u mnie dzieje.

Zacznę może od opisu miejsca, w którym mieszkam, a jest nim akademik.
Przyznam Wam szczerze, że bardzo się bałam przeprowadzki tutaj, bo nigdy nie miałam styczności z tego typu lokum, ale moje obawy okazały się niepotrzebne. Owszem, na początku było trochę dziwnie, wspólna kuchnia i łazienka, w której prysznice zasłaniane są jedynie cienkimi kotarami, jakoś do mnie nie przemawiały, teraz jednak już do tego przywykłam, poznałam też kilka nowych osób z najróżniejszych kierunków, jak chociażby z biologii, czy geologii.
Jeśli chodzi o moją współlokatorkę, to jest nią moja koleżanka z roku, która również jest fanką kpopu, więc bardzo fajnie się złożyło. Dobrze się dogadujemy, a mieszkanie z nią różni się od tego, gdy mieszkałam w liceum na stancji ze znajomą. Tam każda z nas robiła praktycznie wszystko osobno, tutaj robimy sobie razem jedzenie, oglądamy filmy i koncerty.
Bardzo cieszy mnie również fakt, że szybko zyskałam tzw. 'paczkę', ponieważ już pierwszego dnia studiów podłapałam świetny kontakt z koleżankami z roku, które też mieszkają w akademikach, a także z przyjaciółką M. (mojej współlokatorki). Dzięki temu rzadko gości u nas nuda, bo co jakiś czas K., A., A. i H. wpadają na odwiedziny, wypić kawę, pogadać, pooglądać filmy. Często też razem wychodzimy, wczoraj np. byłyśmy na baozi, a potem oglądałyśmy u nas film, natomiast kilka dni temu to my z M. poszłyśmy do nich. Jak widzicie dobrze mi się trafiło, uff :P

Co do studiów.
Teraz, kiedy już tutaj jestem, w miejscu, w którym zakochałam się od pierwszej chwili, dochodzi do mnie, że to, iż dostałam się na swój wymarzony kierunek, nie jest snem, a dzieje się naprawdę, w co bardzo długo nie mogłam uwierzyć.
Nie wiem, ja to zabrzmi, ale jestem zakochana w swoim kierunku i już nie mogę się doczekać momentu, kiedy będę miała przed sobą sporą ilość materiału, którego będę musiała się nauczyć, ponieważ póki co, wszystko się dopiero rozkręca.
Mam 5 różnych wykładowców, każdy z nich jest kompletnie inny, ale każdego z nich uwielbiam. Owszem, mają swoje minusy, ale nie zmienia to faktu, że z chęcią chodzę do nich na zajęcia.
Trafił mi się też świetny plan, ponieważ jestem w pierwszej grupie, dzięki czemu przez większą część tygodnia rozpoczynam zajęcia po 8, a kończę jakoś w okolicach 12-13 (wliczając w to okienka). Więc widzicie, że nie mam ich dużo :P

Wydaje mi się, że największym wyzwaniem będzie nauka znaków sino - koreańskich, które nie należą do prostych. Przez to jednak jeszcze bardziej nie mogę się tego doczekać, uwielbiam wyzwania, zwłaszcza takie, które wiążą się z tym, czym się interesuję.

Pewnie ciekawi Was, jak tam ludzie z mojego kierunku (bo mnie na Waszym miejscu takie sprawy by ciekawiły :P).
Kiedy przeczytacie to, co chcę tutaj napisać istnieje duże prawdopodobieństwo, że pomyślicie sobie coś w stylu "Na pewno zmyśla, nie może być tak dobrze'.
Otóż z ręką na sercu mówię Wam, że uwielbiam moją grupę. Naprawdę. Wiadomo, początkowo było trochę sztywno, ale teraz jest zupełnie inaczej. W piątek, razem z ludźmi z trzeciego roku, poszliśmy do koreańskiej knajpki, żeby się zapoznać. Z racji tego, że był z nami A., chłopak, który przyjechał na wymianę z Kazachstanu, przedstawialiśmy się sobie po angielsku, potem mówiliśmy już po polsku, a K., koleżanka z roku uczyła go trochę naszego języka :P
Dzięki temu spotkaniu dowiedziałam się, jaka tak naprawdę jest nasza grupa, poznałam masę ludzi i wyśmiałam się do łez. Obiecaliśmy sobie, że za jakiś czas to powtórzymy.

Po tych kilku dniach mojego studenckiego życia mogę śmiało powiedzieć, że jestem przeszczęśliwa, że wybrałam ten kierunek i to miasto i niczego nie żałuję ♥

Mam nadzieję, że Was nie zanudziłam i dotrwaliście do końca XD
Jeśli macie jakieś pytania to śmiało, z chęcią na nie odpowiem ^^


(Musiałam je dodać, mój Woohynek jest taki perf *O*)




Zostawiam was z dwoma utworami zespołu, który ostatnio pokochałam z całego serca, za każdym razem, kiedy je słyszę, mam ciarki na całym ciele, są cudowne, nie potrafię nawet opisać, jak bardzo je kocham i jak bardzo podziwiam tych kochanych idiotów, którzy je wykonują ♥





Paulinetta, xxx~

Wedding and sombre hair

2015/09/06 - 18:09

Hej kochani ♥


Dość długo mnie tu nie było, ale to wszystko dlatego, że miałam problemy z internetem, w sumie dalej mam i na chwilę obecną korzystam z pakietu komórkowego (składam pokłony wynalazcy opcji 'udostępnianie internetu').

Ostatnimi czasy trochę się działo w moim życiu, ale nie nie, w większości to nic takiego wow.
Pierwszą kwestią jest ślub mojego sąsiada i długoletniego przyjaciela rodziny, który miał miejsce pod koniec sierpnia. Przyznam Wam szczerze, że to był jedyny ślub, do którego nie mogłam się doczekać (a w tegoroczne wakacje mam ich 4, mówię 'mam', bo za tydzień jestem zaproszona na następny).
Co do samego ślubu, to skłamałabym mówiąc, że się na nim nie wzruszyłam.
Kiedy tak stałam w kościele i słuchałam słów przysięgi czułam, jak łzy napływają mi do oczu. Bardzo poruszyło mnie to, gdy Piotrek, człowiek, którego znam od urodzenia, wypowiadał słowa: 'Ja Piotrek, biorę sobie ciebie Agnieszko za żonę i ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że cię nie opuszczę aż do śmierci'. Zawsze wzruszają mnie takie momenty, ale w tamtej chwili myślałam, że nie wytrzymam i się popłaczę. Ostatecznie udało mi się opanować i do końca ceremonii stałam tam, jak dureń z uśmiechem przyklejonym do twarzy, który nie chciał zejść do jej końca.

Jeśli chodzi o wesele, to bardzo fajnie się bawiłam. Choć w sumie na początku myślałam, że wynudzę się tam na śmierć z powodu małej liczby osób w moim przedziale wiekowym, a załamałam się tym bardziej, kiedy zobaczyłam, że na sali jest tylko jeden chłopak, którego do tego przedziału można było wliczyć.
Trochę czasu spędziłam na rozmowie z moim bratem i jego dziewczyną, a także na pogawędce z moją siostrą, która niestety około 23 dopełniła swojego postanowienia, czyli się upiła, robiąc przy tym niezły obciach (pozwólcie, że oszczędzę już sobie rozpisywanie faktu, że następnego dnia plotkowała o tym cała wioska).
Kiedy zrezygnowana wracałam na salę, zaraz po tym, jak pomogłam zmienić buty mojej wstawionej STARSZEJ siostrze, podszedł do mnie chłopak (tak, właśnie ten, który jako jedyny zaliczał się do wcześniej wspomnianej kategorii) i zaprosił mnie do tańca.

I właśnie w tym momencie stało się coś strasznego, złamałam obcas w moich ulubionych szpilkach, słyszycie mój płacz?
No dobra, może nie do końca go złamałam, po prostu odpadł (?), nie wiem, jak to określić. Najważniejsze jednak jest to, że szewc nie powinien mieć problemu, aby to naprawić.
A wracając do tego chłopaka (K.). Początkowo zatańczyłam z nim do dwóch piosenek i dowiedziałam się, że jest studentem (a nie wyglądał, hihihihi, *szczera do bólu*). Kiedy odeszłam do stolika, żeby odetchnąć, po pewnym czasie mama powiedziała, żebym poszła z nią zatańczyć (hmm, a jeszcze niedawno narzekała, że bolą ją nogi). Gdy z zażenowaniem patrzyłam na dzikie pląsy mamy, podszedł do nas jakiś mężczyzna i zaczął z nami tańczyć w kółku. Nie trwało to jednak długo, ponieważ już kilka sekund po tym, obok mnie pojawił się K. i poprosił mnie do tańca. Tym razem nie skończyło to się jednak na dwóch piosenkach, ponieważ wyszło na to, że tańczyłam z nim do końca mojego pobytu na tej imprezie. Zawsze, kiedy kończył się utwór, proponował mi następny taniec twierdząc, że bardzo dobrze mu się ze mną tańczy i, tutaj proszę o uwagę!, dowiedziałam się, że seksowniesię poruszam. No pliss, że niby ja się seksownie poruszam? Trochę zwyłam, ale pozostawiłam to bez komentarza.

W momencie, w którym oznajmiłam mu, że muszę się zbierać, zapytał, czy mógłby ze mną jakoś utrzymać kontakt i poprosił mnie o numer telefonu. Dałam mu go, pomimo tego, że nie był w moim typie, no ale przecież zawsze mógłby być moim nowym znajomym.
Następnego dnia zobaczyłam, że zaprosił mnie na fb, przyjęłam i już po chwili napisał z zapytaniem, czy nie bolą mnie nogi. Popisaliśmy jeszcze trochę, ale rozmowa jakoś nam się nie kleiła i na tym się skończyło.
To w sumie byłoby na tyle, jeśli chodzi o te wydarzenie.


Mam jednak jeszcze jedną rzecz, którą chciałabym się z Wami podzielić. Otóż kilka dni przed wyżej opisaną uroczystością,wybrałam się do fryzjera i zrobiłam sobie sombre! Od tej pory jestem blondynką.
Prawdę mówiąc to do tej pory jeszcze to do mnie nie dotarło, zważywszy na to, że to było moje pierwsze farbowanie. Bardzo się tego bałam, że nie wyjdzie tak, jakbym chciała albo, że kolor nie będzie mi pasować. Żeby nie zapeszać nie mówiłam nic moim znajomym. Ostatecznie jednak jestem bardzo zadowolona z rezultatu, a moja rodzina stwierdziła, że tak mi do twarzy. Nawet moja siostra obdarowała mnie pochlebną opinią, a uwierzcie mi, to nie jest coś, co z łatwością można usłyszeć.

Nie mam żadnego zdjęcia, które pokazywałoby, jak wygląda to z tyłu, ale znalazłam jakieś, które oddaje to w pewnym stopniu.



Na koniec zostawiam Was z nową dawką kochanych pastelowych chmurek ♥




Paulinetta, xxx

meeting with friend

2015/08/18 - 07:53

Cześć kochani ;)

Przepraszam, że post pojawia się dzisiaj, a nie tak, jak zapowiedziałam w poniedziałek, ale w sobotę pojechałam odwiedzić koleżankę i dopiero dzisiaj wróciłam.


W sumie pomijając mój wypad do Sylwii, to w tygodniu nie wydarzyło się nic interesującego. No może oprócz tego, że w środę przyjechał do mnie kurier z książką, którą zamówiłam z Empiku, a chodzi o 'Przejrzeć Anglików' ♥



W czwartek i piątek musiałam pomagać rodzicom i nie miałam czasu, żeby do niej sięgnąć, ale dzisiaj wieczorem na pewno to zrobię. Już nie mogę się doczekać.
Dam Wam znać, co o niej myślę.


Co do mojego wyjazdu. Postanowiłam, że opiszę Wam w skrócie, co robiłam w tym czasie.

Wyjechałam z domu w sobotę o 8:40 i mniej więcej o 10 byłam w Białymstoku. Dotarłam do Dubicz o 13, skąd odebrała mnie Shuu i jej mama.
Pierwszego dnia Sylwia oprowadziła mnie po swojej wiosce, a resztę czasu spędziłyśmy na zabawie z jej psem i oglądaniu filmów.
W niedzielę poszłyśmy nad zalew Bachmaty w Dubiczach i szlajałyśmy się po jego okolicy. Bardzo spodobało mi się to agroturystyczne miejsce, ponieważ tamtejszy widok był przepiękny.
Zrobiłam kilka zdjęć telefonem, bo zapomniałam wziąć ze sobą aparat (a tak coś czułam w autobusie, że czegoś zapomniałam).










Mijałyśmy też dom, który nazywałam Soplicowo, nie wiem, czy widać to na zdjęciu, ale mi przypominał trochę dworek z filmu 'Pan Tadeusz' XDD


Co do wczorajszego dnia, to wybrałyśmy się do Hajnówki.
Najpierw poszłyśmy do Rossmanna, gdzie kupiłam szampon Babydream, o którym wiele czytałam na różnych blogach, krem matujący z Under Twenty i pastę oczyszczającą do twarzy z liśćmi manuka firmy Ziaja.


Potem, jako, że jestem uzależniona od kawy, którą kocham bezgranicznie, zaszłyśmy gdzieś, żeby usiąść i móc rozkoszować się tym cudownym aromatem i smakiem, przynajmniej ja się rozkoszowałam, nie wiem, jak Shuu :P
Miejsce, w którym się zatrzymałyśmy było bardzo charakterystyczne, mam na myśli to, że odznaczało się od otaczających je budynków swoimi zdobieniami.




Po chwili relaksu spotkałyśmy się z mamą Sylwii i wróciłyśmy do domu, gdzie jakiś czas po zjedzeniu obiadu, tata Shuu zrobił mi kawusię, przez którą nadałam mu miano 'pro baristy'.


Kiedy trochę odpoczęłyśmy, wzięłyśmy koc i książki i poszłyśmy nad zalew, gdzie zrobiłyśmy sobie serię nieudanych selfie, które, mam ogromną nadzieję, nigdy nie ujrzą światła dziennego.
W sumie to tyle :P
Aha, zapomniałam, że czekając dzisiaj na dworcu na powrotny autobus do domu, kupiłam sobie paletkę cieni widoczną na zdjęciu z produktami zakupionymi w Rossmannie ;)

Podsumowując, wyjazd zaliczam do udanych, pomijając przy tym nawet fakt, że poprzez jedzenie pizzy i czekoladek na kolację, przytyłam chyba z 10 kg.


Teraz, kiedy do wesela mojego sąsiada zostały dwa tygodnie, postanowiłam ostro wziąć się za siebie. Z tego powodu od dzisiaj zaczynam ćwiczyć zestaw Power Shock z Sylwią Szostak, który dostałam od siostry na płycie, a także przechodzę na 'dietę', na której starać się będę jeść wyłącznie lekkie posiłki. Życzcie mi szczęścia, może uda mi się pozbyć trochę tego 'nadbagażu' :P


Bucket list - #2. Lot helikopterem


Moim kolejnym marzeniem jest lot helikopterem i zobaczenie nocnej panoramy miasta. Nie wiem, jak Wy, ale uważam, że byłoby to cudowne i niezapomniane przeżycie. Nawet teraz, kiedy to sobie wyobrażam, mam ciarki na plecach i modlę się w duszy, aby w przyszłości dane mi było tego zaznać.
Pomyślcie, wsiadacie do maszyny, wzbijacie się w powietrze i nagle wszystko staje przed Wami otworem, żaden wieżowiec nie zamyka już Wam drogi, bo teraz z łatwością możecie go ominąć.
Perspektywa poruszania się w przestworzach ze świadomością, że możecie poznać 'na nowo' miejsce, które znaliście już wcześniej, wydaje się czymś pięknym i zapierającym dech w piersiach. Już samo latanie, oderwanie się od ziemi, jest dla mnie czymś magicznym.



Paulinetta, xxx

not now, but for sure in the future

2015/08/09 - 16:40

Witam Was drogie dzieciaczki (oglądam za dużo mietczynskiego) :P

Na zegarze już po północy, a ja właśnie skończyłam dopijać kawę (kocham kawunię i wszystko co kawowe), która z czasem przestała działać na mnie antyusypiająco.
Chcę Wam powiedzieć, że postanowiłam ustalić sobie konkretny dzień, w którym będę zamieszczać tutaj notki, będzie nim poniedziałek ;) Zdecydowałam się na to z racji tego, że postanowiłam sobie, iż będę spędzać jak najwięcej czasu na świeżym powietrzu, a co się za tym ciągnie - nie będę tyle siedzieć przed lapkiem. Innym powodem jest to, że chciałabym dodawać tu posty, nad których tworzeniem będę musiała trochę pomyśleć. Nie chcę, żeby to było takie 'hop siup, naklikam kilka słów i włala (voila - chyba tak to się pisze xD)'. To chyba tyle ze spraw organizacyjnych.

Dzisiaj miałam chwilowe momenty podłamania. Otóż od dłuższego czasu planowałam, że po zdaniu matury pierwszy raz w życiu pojadę gdzieś na wakacje, gdzieś za granicę. Mówiłam o tym rodzicom rok temu i nie powiedzieli 'nie', w tym roku niestety zmieniło się to o 180 stopni i nici wyszły z mojej zagranicznej podróży. Ostatecznie postanowiłam jednak się tym nie załamywać i znaleźć jakieś plusy danej sytuacji i znalazłam. Zrozumiałam, że w momentach, jak ten, kiedy bardzo nastawimy się na coś, co nie wypala, powinniśmy myśleć o tym, że najwyraźniej to jeszcze nie jest ku temu odpowiedni moment, że musimy być cierpliwi, bo jeśli naprawdę będziemy tego chcieli, to kiedyś nasz scenariusz się urzeczywistni. Owszem, będziemy musieli trochę na to poczekać, ale takie odliczanie sprawi, że stanie się jeszcze bardziej fascynujące i finalnie - piękniejsze, gdyż będziemy żyć z tą świadomością, że nie przyszło ono łatwo, na pstryknięcie palcami, a zmaterializowało się tylko dzięki nam samym, naszej nieustępliwości w dążeniu do jego zrealizowania.
Zastanówcie się, czujecie w tym momencie, tak samo, jak ja, zapach satysfakcji na myśl o takim rozwiązaniu tego typu sytuacji? Coś pięknego.

Pomimo tego, że mój 'wielki trip' nie wypalił, to jednak wiem, że nie spędzę reszty wolnego w domu, ponieważ w najbliższym czasie wybieram się do Sylwii., a oprócz tego prawdopodobnie spotkam się jeszcze z koleżankami z Białegostoku, tak więc nie będzie źle, a raczej tak bardzo patriotycznie XD

Kiedy już uświadomiłam sobie, że powinniśmy się cieszyć życiem, bo jest piękne, pomimo tego, że nie zawsze układa się tak, jakbyśmy chcieli i gdy doszłam do wniosku, że muszę doceniać miejsce, w którym mieszkam, ponieważ już niedługo, kiedy wyjadę do Wrocławia, nie będę miała tak wielu okazji, żeby stanąć i w spokoju fascynować się jego indywidualnym czarem, złapałam za aparat i postanowiłam uchwycić fragment jego uroku.
Przepraszam Was, że znowu są to zdjęcia nieba, ale to coś, co bardzo mnie fascynuje, ponieważ jest dla mnie łącznikiem ze światem. Dzięki niemu uświadamiam sobie, że nieważne, gdzie stoję, jest ono wspólnym elementem dla mojego otoczenia, jak i dla miejsc, które pragnę zobaczyć, jednoczy je w wspólną całość, przez co nie są już tak odległe.

Uprzedzam, że nie jestem jakimś pro fotografem, a robienie zdjęć jest jedynie moją pasją, z resztą, jedną z wielu.











Bucket list - #1. Studiowanie filologii koreańskiej

No to zaczynamy moją bucket list ^^


Zdecydowałam, że pierwszym marzeniem, które Wam opisze, będzie to, które praktycznie udało mi się już zrealizować.
Otóż od października tego roku będę szczęśliwą studentką filologii koreańskiej! Bardzo się cieszę z tego powodu, ale jednocześnie ogarnia mnie strach przed nieznanym. Jednak staram się myśleć pozytywnie, mówię sobie, że będzie dobrze, że dam radę i póki co, żyję z taką świadomością.

Już od pierwszej klasy liceum wiedziałam, że nie wyobrażam sobie siebie na innych studiach, niż na koreańskim. Bywały jednak momenty, kiedy myślałam, że to marzenie jest niemożliwe do zrealizowania, że to zbyt piękne, aby było prawdziwe. Kiedy zobaczyłam, że się dostałam, nie mogłam uwierzyć własnym oczom, zaczęłam skakać ze szczęścia i myślałam, że się popłaczę.
Coś, co tak długo tkwiło w mojej głowie, jako jeden z celów, powoli zaczęło się urzeczywistniać.
Nawet teraz, kiedy od ogłoszenia wyników minął już dokładnie miesiąc, wciąż w pełni to wszystko do mnie nie doszło.

Od 5 lat interesuję się kulturą Korei i kocham tamtejszy język, wydaje mi się on również dobrze zapowiadającą się perspektywą na przyszłość.
Nie jest oczywiście tak, że mam kompletnego fioła na punkcie Korei, owszem, uwielbiam ją i chcę tam pojechać, ale nie wydaje mi się, że w stu procentach będę z nią wiązać swoją przyszłość. Kiedyś chciałam tam zamieszkać, teraz jednak wiem, że chcę ją po prostu zwiedzić i dobrze poznać, a jak to się ostatecznie potoczy? Pożyjemy, zobaczymy :P




Paulinetta, xxx